niedziela, 23 sierpnia 2015

NIEZGODNA

No więc nadszedł czas na kilka słów o "Niezgodnej" autorstwa Veronici Roth.


Społeczeństwo zbudowane na ruinach Chicago jest podzielone na pięć frakcji: Altruizm (bezinteresowność), Nieustraszoność (odwaga), Erudycja (inteligencja), Prawość (uczciwość), Serdeczność (życzliwość). Każdy szesnastolatek musi wybrać do której frakcji chce należeć. W tym pomaga im test przynależności eliminujący cztery frakcje i wskazujący jedną. Po nim, następnego dnia, następuje ceremonia, podczas każdy nastolatek dokonuje wyboru, ostatecznie. Potem następuje nowicjat, podczas którego są przygotowywani do życia w wybranej frakcji...

Beatrice pochodzi z Altruizmu. Jej test przynależności nie jest jednoznaczny, więc sama musi zdecydować gdzie chce należeć. Nawet podczas ceremonii nie jest pewna którą drogą pójść. Wybiera Nieustraszoność, co szokuje wszystkich zebranych. Podczas okresu nowicjatu jest jej ciężko. Po pierwsze szkolenie jest wyczerpujące, czasem nawet brutalne. Po drugie jako jedyna pochodzi z Altruizmu, do którego pozostali nie pałają miłością.

Kiedy Tris (bo takie imię przybrała Beatrice w Nieustraszoności) przebywa w nowej frakcji coś zaczyna się zmieniać. Od dawna było wiadomo, że Erudycja nienawidzi Altruizmu, jednak konflikt zaczyna się zaostrzać. Czy dojdzie do wojny? Jaki w tym udział będzie miała Tris?


Książka jest typowo młodzieżowa, więc do mnie przemawia. Niektórzy porównują ją do "Igrzysk Śmierci". Czy słusznie? Na pewno można znaleźć kilka podobieństw jak to, że w obu seriach główną bohaterką jest nastoletnia dziewczyna, a w samych książkach występuje dużo przemocy.


No i standardowo: na podstawie książki powstał film. Jeśli miałabym je ocenić to byłyby blisko siebie... Oczywiście zawsze ekranizacja nieco różni się od książki, niektóre sceny są usunięte, bądź trochę zmienione. W tym przypadku zostało również zmienione zakończenie i (jak dla mnie!) różni się bardzo od książkowego.



Książka bierze udział w wyzwaniu "Czytam zekranizowane powieści" na blogu Korci mnie czytanie...

ROZDANIA

http://niebieskazakladka.blogspot.com/2016/08/letnie-rozdanie.html
http://wyznaniaczytadloholiczki.blogspot.com/2016/08/konkurs-urodzinowy.html

środa, 12 sierpnia 2015

OSTRE PRZEDMIOTY

Dzisiejsza recenzja będzie się różnić od pozostałych na moim blogu. Większość książek, o których pisałam należy do tych z rodzaju młodzieżowych. Z tą jest inaczej. Zapraszam na recenzję "Ostrych przedmiotów" - thrillera autorstwa Gillian Flynn.


Camille Preaker mieszka w Chicago i pracuje jako reporterka w "Daily Post". Pewnego dnia szef wzywa ją do swojego gabinetu. Okazuje się, że w jej rodzinnym miasteczku niespełna rok temu zamordowano dziewczynkę, a teraz doszło do porwania następnej. Szef Camille - Curry - zleca jej artykuł i wysyła ją do Wind Gap. 

Camille z niechęcią wraca do rezydencji matki, w której się wychowała. Jak fala zalewają ją złe wspomnienia z dzieciństwa, jednak za wszelką cenę próbuje je w sobie zdusić. W końcu przyjechała tu tylko po to, aby napisać artykuł. Jednak jej poszukiwania prowadzą donikąd. Druga dziewczynka zostaje zamordowana. Nikt nie wie kto jest za to odpowiedzialny.

No i to może na tyle ze streszczania fabuły, ponieważ nie chcę Wam za dużo zdradzić.

Książka bardzo mi się spodobała, była dla mnie czymś nowym. Było wyraźnie czuć atmosferę grozy, strachu. Najśmieszniejsze dla mnie jest to, że w ciągu dnia nie mogłam zmusić się do czytania tej książki i robiłam to jedynie późnym wieczorem, przed snem. No i następna sprawa: nie chciało mi się przy niej spać nawet w najmniejszym stopniu. Po zamknięciu i odłożeniu jej na bok nadal zaprzątała moją głowę. Naprawdę ogrom emocji.

"Ostre przedmioty" na pewno nie są książką przewidywalną. Co chwilę wynikają nowe fakty, układasz je sobie w głowie, myślisz, że znasz zabójcę. Ale nie, tak naprawdę nie masz pojęcia kim on jest.


Książka na pewno nie dla wszystkich. Ale jeżeli ktoś lubi poczuć czasem trochę strachu to serdecznie polecam.

niedziela, 2 sierpnia 2015

PORADNIK POZYTYWNEGO MYŚLENIA

Dzisiaj zapraszam Was na krótką recenzję książki Matthew Quicka pt. "Poradnik pozytywnego myślenia". Trzeba przyznać, że tytuł brzmi całkiem zachęcająco i właśnie dlatego sięgnęłam po tę książkę.


Opowiada ona o losach Pata, który dopiero co wyszedł z "niedobrego miejsca", czyli zakładu dla psychicznie chorych. Uważa, że jego życie to film, który zakończy się happy endem, czyli powrotem do byłej żony. Żyje w przekonaniu, że trwa czas rozłąki i jeśli będzie ćwiczył, czytał więcej książek, był miły dla innych i będzie łykał kolorowe tabletki każdego dnia to jego żona Nikki do niego wróci. Niestety nie dociera do niego fakt, że życie wcale nie jest takie proste.

Pat po wyjściu z zakładu musi uczęszczać na spotkania z terapeutą - Cliffem. Wydawać by się mogło, że będzie to dla niego przykry obowiązek, jednak okazuje się, że świetnie się ze sobą dogadują, ponieważ oboje kibicują tej samej drużynie. Patowi próbuje także pomóc jego mama oraz jego przyjaciel, który poznaje go z Tiffany - kobietą, która według Pata jest nieco zwariowana. Niestety Pat nie ma wsparcia w osobie swojego ojca. Starszy pan rzadko kiedy z nim rozmawia i obwinia go o każdą przegraną ich ukochanej drużyny.


I teraz czas na kilka słów ode mnie. Na różnych stronach czytałam wiele pochlebnych recenzji na temat tej książki, jednak jak dla mnie... no cóż, szału nie ma. Nie polubiłam się z Patem, który jest ślepo zapatrzony w Nikki i myśli tylko o tym, że rozłąka wkrótce się skończy, co wcale nie jest prawdą. Poza tym książka bardzo mi się dłużyła, trudno mi było przez nią przebrnąć. Jedynie pod koniec stała się ciekawsza i przykuła więcej mojej uwagi.


Na podstawie książki powstał film o tym samym tytule, jednak jakoś nie mogę się za niego zabrać... Może kiedyś.



Książka bierze udział w wyzwaniu "Czytam zekranizowane powieści" na blogu Korci mnie czytanie...